Poznali się jako bardzo młodzi ludzie. Nie trzeba było wiele czasu, by Zofia, księżniczka anhalcka, nieszczęśliwa w związku z Piotrem, księciem holsztyńskim, zakochała się z wzajemnością w sekretarzu ambasadora brytyjskiego. Kiedy zostali przyłapani w intymnej sytuacji, Stanisław musiał pospiesznie opuścić Petersburg, ale nie na długo. Staraniem ukochanej Zofii znalazł się ponownie w jej towarzystwie jako poseł saski. Może historia tej miłości potoczyłaby się całkiem inaczej, gdyby Piotr nie został carem Rosji, a Zofia wkrótce po tajemniczej śmierci męża, carycą Katarzyną, nazwaną Wielką. Władczyni nie zapomniała o kochanku. Przy pierwszej nadarzającej się okazji pomogła mu w wygraniu elekcji na króla sąsiedniej Polski. Małżeńskie plany, na które pewnie liczył Stanisław, nigdy się nie spełniły. Katarzyna oddała się Rosji bez reszty, czego nie zmienili nawet jej późniejsi liczni kochankowie. Caryca była władcza, a król uległy. Pomogło mu to w pozostawaniu na polskim tronie ponad 30 lat, przyczyniło się jednak walnie do upadku Polski. Dramat w jednym akcie pt. „Król carycy” autorstwa Jerzego Szczudlika to spotkanie tych dwóch historycznych postaci u schyłku ich życiowej drogi. To ostatnia chwila, by poszukać niemożliwej miłości, by poflirtować, ale też ujawnić zadawnione żale. By zejść z piedestału i stać się na powrót kobietą i mężczyzną. Wielka Katarzyna i król Staś, bezwzględna władczyni i jej zagubiony protegowany. Wielkość władzy i słabość miłości… a może na odwrót.
Napisana przed wybuchem wojny w Ukrainie sztuka nabiera aktualności. Historia lubi się powtarzać. Że w tym przypadku w tle nie ma miłości? Jest coś równie pięknego… umiłowanie wolności.
Czytają: Irena Telesz-Burczyk, Artur Steranko
Teatr przy stoliku ze sztuką Jerzego Szczudlika odbył się 7 maja w Centrum Kulturalno-Bibliotecznym w Gietrzwałdzie.